Święty Józef

Mój Przeczysty Oblubieniec kontynuował tradycję Ojca, by w świetle gwiazd odnaleźć drogę do Boga. Wznoszone oczy w ufności, by z nieba wyczytać plan pozostały  w mej pamięci jako obraz. Utrzymywał mnie z tego, co miał, a że czasem nie miał, płakał i ręce wznosił do Boga. Taki w sercu obraz zachowałam. Urwiska skalne, jakich niemało w Izraelu, obwarowywał swoim ciałem jak lina, przy której się utrzymywałam na grani najwyższa. Choćby to przepaść bogactwa czy dół pychy w jedno i drugie czasami nogę wkładał, abym po Nim jak po stole przeszła. Uciekał czasami, gdy nie mógł do mnie przyjść z pustymi rękami, a gdy Go znalazłam, syciłam się Jego łzami, tak bardzo mnie kochał. Ziemie, które oddał przodkom na rozdysponowanie, służyły nam za płachtę obronną, gdy ktoś coś od Salomonowego Dziedzica chciał dostać. Zwykle z bólem serca wracał, że nie ma ani skrawka dla brata. O sobie nie pamiętał. Myśli Jego tak błędne i płoche odnajdywały swe schronienie w sercu. To Jego droga dla każdego, by w Synowskim Skarbcu złożyć swój dorobek życia. Niezmiernie Mu się podoba raj, który widzi dzisiaj. Wielce to był człowiek uradowany. Taki pozostał. Mam Go za wszelką pomoc, nie znosi samotności, rzadko, aby w naszych domach w niedzielę nie było gości. Pieśni Mu się układa, by odgadł takt, rym czy fałsz, takiego Prawego Człowieka do dziś nie poznał świat. To mój Józef Ukochany, serce bym za Niego oddała. Ach... już na rękach Je ma!

Jozef

Powrót